niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 5

Obudził mnie wkurzający i tak bardzo znienawidzony przeze mnie dźwięk budzika.
Nie, proszę. Ja chce spać.
W końcu jednak musiałam wstać. Leniwym krokiem poszłam do łazienki gdzie umylam zęby i twarz.
Gdy wróciłam do pokoju założyłam ciemne dżinsy, białą koszulkę i szarą bluzę.
Włosy spięłam w wysokiego kucyka.
Delikatnie się pomalowalam, włożyłam telefon i słuchawki do kieszeni, zabrałam wszystkie torby i zeszlam na dół gdzie wszyscy już jedli śniadanie.
- No wreszcie, ile można czekać. - Fuknęła mama.
Ta, ciebie też miło widzieć.
Zacisnęłam usta w cienką linie i udusiłam w sobie chęć rzucenia jej tostem w twarz.
Usiadłam przy stole obok Matta i zjadłam jedną kanapkę z szynką.
Po dziesięciu minutach wszyscy siedzieliśmy już w samochodzie w drodze na dworzec.
Dojechaliśmy tam w ciągu piętnastu minut.
- Pamiętajcie, bądźcie grzeczni. Szczególnie ty Vwronico. Jeśli sie dowiem czegoś od babci to uwierz mi, że nie będzie przyjemnie.
Przelknelam gule która niespodziewnaie pojawiła sie w moim gardle.
Przytaknęłam tylko po czym wsiadlam do pociągu. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce i patrzyłam przez okno jak rodzice przytulają Matta.
Mrugnelam kilka razy pozbywając sie łez.
Wcale nie jest mi przykro.
Założyłam słuchawki i pogrążyłam sie w swoim własnym bezpiecznym świecie.
Po trzech godzinach jazdy pociągiem i dwudziestu minutach autobusem, w końcu dotarliśmy na miejsce.
Westchnęłam patrząc na dom w którym sie wychowałam.
Tyle wspomnień...
- Jesteście w końcu ! - Krzyknęła radośnie babcia gdy tylko weszliśmy do domu.
Jak zwykle pachniało tu ciasteczkami i cynamonem.
Mój ulubiony zapach.
Zapach domu.
- Jak wam minęła podróż?
- dobrze. - Odpowiedział Matt ściskając babcie.
- Ależ ty wyrosłaś - Powiedziała babcia mierząc mnie wzrokim od góry do dołu.
Przytuliła mnie mocno.
Zesztywniałam ale po chwili rozluźniłam mięśnie.
Boże, tak dawno nikt mnie nie przytulał...
Po wypiciu gorącej herbaty i długiej rozmowie z babcią w której to głównie Matt opowiadał o swoich 'osiagneciach' poszłam do swojego starego pokoju aby móc sie rozpakować.

Otworzyłam drzwi które lekko zaskrzypiały i rozejrzałam się po pokoju. Nic sie nie zmieniło.
Łóżko, toletka, szafa z lustrem którą zrobił dla mnie dziadek, skrzynia ze 'skarbami '.
Uśmiechnęłam sie podchodząc do niej bliżej. Uklęknęłam i ją otworzyłam.
Pierwsze co wpadło mi w ręce to błękitna sukieneczka w której kiedyś występowałam jako kopciuszek w szkolnym przedstawieniu.
Ostrożnie odłożyłam ją na miejsce.
Zabawki, rysunki... Z każdym kolejnym przedmiotem który chwytałam w ręce, mój uśmiech stawał się coraz większy, dopóki nie napotkałam kartki urodzinowej od ojca.
Prychnęłam na samo wspomnienie jego osoby.
Ciekawe jak miewa się jego nowa rodzinka...
Albo ta druga...
Z resztą nie obchodzi ile ich ma.
Ile dzieciaków na świecie skrzywdził.
Jest dobrze tak długo jak trzyma się ode mnie z daleka.
Odłożyłam wszystko z powrotem do skrzyni i zamknęłam ją.
 Po raz kolejny rozejrzałam się po pokoju.
Wszystko było na swoim miejscu. Tak jak pozostawiłam.
Bardzo się z tego powodu cieszę.
Dzięki temu czuję się pierwszy raz od dawna naprawdę bezpieczna, spokojna...
Jakbym wróciła do domu z bardzo długiej podróży.
Jakbym była w zupełnie innym świecie.
Swoim świecie
Spojrzałam na ścianę i... O, Mój Boże !
Te rysunki.
Kolorowe kwiatki, słońce, dom i dwójka trzymających się za ręce dzieci. Uśmiechnięta dziewczyna z dwoma długimi warkoczykami i chłopiec o intensywnie zielonych oczach. Prawie tak zielonych jak trawa na której stali.
Zachichotałam na sam widok tych wszystkich bazgrołów.
Na szczęście rysuję już o niebo lepiej.
Opuszkami palców dotknęłam odciśniętej, malutkiej, fioletowej dłoni. Obok była troszkę większa, zielona.
O, mój Boże!
Czy to ?
Spojrzałam na rysunek przedstawiający dwójkę dzieci i znowu na odciśnięte dłonie.
To dłoń Harry'ego.
Harry !
Z przyspieszonym oddechem odwróciłam sie do okna.
Tego pamiętnego okna gdzie spędziłam tyle nocy aby tylko móc patrzeć w zielone tęczówki chłopca który skradł moje serce.
Moje serce zatrzepotało radośnie.



__________________________________________________


Hejkaa xD
I jak się podoba rozdział ?
Czekam na wasze opinie!

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 4

- Veronica ! Matt ! Zejdźcie na dół ! - Usłyszałam wołanie mamy z dołu. 
Czego tym razem chce ?
Westchnęłam podnosząc się z łóżka. Schowałam komórkę do  tylnej kieszeni moich dżinsów po czym  powolnym krokiem zeszłam na dół.
Oczywiście Matt jako ukochany synek siedział już na kanapie.
 Dupek.
 - Usiądź - Powiedział Thomas.
 Nie mów mi co mam robić. Nie jesteś moim ojcem ! - Chciałam powiedzieć ale w porę ugryzłam się w język siadając na kanapie z dala od Matta.
Był ode mnie starszy o niecałe dwa lata ale zachowywał się gorzej niż pięcioletnie dziecko.
Rodzice na wszystko mu pozwalali. Pamiętam jak przyszedł do domu ze swoim pierwzym tatuażem. Mama wpadła w histerię ale oczywiście Thomasowi się podobał. Pochwalił jeszcze chłopaka za dobry wybór i udobruchał matkę. W sypialni, oczywiście.
Od tamtego czasu się zaczęło. Matt Robił coraz więcej tatuaży a nawet kolczyków i nikt nie miał nic przeciwko temu. Bo przecież taki dobry z niego synek.
Gdy ja spytałam czy mogę zrobić sobie jeszcze jednen kolczyk, mama powiedziała, że jestem nie poważna. Mam szanować siebie i swoje ciało. Druga dziurka w uchu to jedyne na co mi pozwoliła. W wieku 14 lat. Na tym się skończyło. Do tego Thomas wtrącił się, że nie będzie mi pasował kolejny kolczyk. A jakby było tego mało powiedział, że jestem za młoda. Matka oczywiście się z nim zgadza.
Taa... Siedemnastolatka za młoda na kolczyka. Czujecie ten sarkazm?
- Związku z tym, że razem z Thomasem wyjeżdżamy na Karaiby i nie będzie nas przez całe dwa miesiące, jedziecie do Holms Chapel. Do babci.
W pierwszej minucie miałam ochotę paść na podłogę wijąc sie ze śmiechu. No bo chyba oni nie mówią poważnie, prawda ?
- Jak dla mnie bomba. - Powiedział Matt na co wywróciłam oczami.
Niewiarykurwagodne.
Cholerny lizus.
- Mówicie poważnie ? - W końcu zdołałam zapytać.
- Jak najbardziej. - powiedział Thomas obejmując moja matkę.
- Dlaczego nie możemy zostać w domu ?
- Bo nie ufamy wam na tyle. A już szczególnie tobie Veronico. Matt by jeszcze sobie poradził ale już napewno nie ty.
Czyżby?
Jak ostatnio nas zostawili na weekend, ich kochany synek Matt zrobił tu imprezę. Skończyło się na tym, że upił sie do nieprzytomności i to ja musiałam sprzątać cały bałagan po nim. Ale przecież on jest taki kurwa idealny, że mi nie uwierzyli. Bo po co. Nie ważne, że chłopak miał kaca jak cholera. Rodzice myśleli, że jest po prostu chory. 
Są tacy naiwni.
A ja mówiąc im o wszystkim wyszłam na jakąś obłąkaną wariatkę. Do tego Matt nakłamał, że to właśnie ja zrobiłam domówkę. I to właśnie jemu uwierzyli.
- Ale...
- Nie ma sprawy. Kiedy jedziemy ? - Przerwał mi Matt.
- Jutro o 6:30 macie pociąg.
Słucham ?
Matt jako grzeczny chłopiec wstał i poszedł do góry za pewne zacząć sie pakować.
Również wstałam i wolnym krokiem poszłam do góry do swojego pokoju.
I to tyle ?
Nawet nie spytali nas o decyzję.
Najzwyczajniej w świecie poinformowali nas, że zamierzają nas wysłać do jakiejś zakichanej nory na całe dwa miesiące.
Co ja będę tam do cholery robić?
zapewne pomagać babci sadzić kwiatki .
Po prostu cudownie.
Rzuciłam sie na łóżko i jęknęłam sfrustrowana w poduszkę.
Chwila, jest tam wogóle wifi ?
Umrę tam. To jest pewne.




_________________________________________



Okej. Pierwszy rozdział drugiej części. 
Trochę krótki, wiem.
Jak wrażenia?
Jak zwykle liczę na wasze komentarze :)















środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 3

Minęły dokładnie dwa tygodnie od śmierci dziadka.
Ledwo się trzymałam, naprawdę.
Gdy nadszedł czas pogrzebu i gdy zobaczyłam jego bladosiną sylwetkę leżącą w trumnie, wpadłam w histerię. 
Zaczęłam krzyczeć, płakać i się wyrywać.
Nie, proszę, nie ! - Błagałam - Nie zabierajcie mi dziadka.
Gdzie ma okulary ?!
Dlaczego nie ma okularów?!
Załóżcie mu jego okulary !
On bez nich nic nie widzi !
Mama trzymała mnie mocno ale nie obchodziło mnie to.
Nie mogłam pozwolić mu odejść.
Nie teraz. Nigdy.
Gdy wkładali trumnę do ziemi automatycznie poszłam za nim.
Tak jakbym była przywiązana. To nawet nie zależało ode mnie. To się po prostu działo.
Działo dopóki nie zatrzymała mnie mama.
W tedy 'niewidzialna nić' pękła sprawiając ogromny ból.
To było tak jakby zabrał jakiś kawałek mojego serca ze sobą.
Miałam wrażenie to tylko zły sen a jutro już wszystko wróci do normy.
Że dziadek przyjdzie do domu zmęczony po całym dniu pracy ale i tak uśmiechnięty. Weźmie mnie na kolana i będzie opowiadać różne historię.
Ale to niestety nie był sen. To rzeczywistość.
A ja musiałam nauczyć się w niej żyć.
Najpierw rozwód moich rodziców, później śmierć dziadka. To wszystko było dla mnie tak przytłaczające, że zupełnie zamknęłam się w sobie.
Mama mówiła, że psycholog mi pomoże. 
Oby miała rację.


*


Siedziałam na rozgrzanym od słońca murku patrząc na zachodzące słońce.
Weschnęłam przypominając sobie te wszystkie cudowne bajki w których właśnie w takich momentach są tymi chwilami w których książe całuję swoją księżniczkę.
Spojrzałam na Harry'ego który również jak ja patrzył na zachód słońca.
To był taki nasz zwyczaj.
Harry chyba wyczuł, że mu się przyglądam bo spojrzał na mnie unosząc brew.
- Co?
- Całowałeś sie kiedyś? - Spytałam ciekawa.
Harry zarumienił się i odwrócił wzrok.
- Nie, a ty ? - Znów na mnie spojrzał.
- Nie.
Znów zapadła cisza w której patrzyliśmy na zachód słońca.
Ale ta sprawa nie dawała mi spokoju. Byłam ciekawa jak to jest. Jakie to uczucie.
- A chciałbyś spróbować... ze mną? - Dodałam nieśmiało.
Harry spojrzał na mnie zdziwiony ale pokiwał twierdząco głową.
Jego oczy błyszczały jasną zielenią a w czasie zachodu słońca były jeszcze piękniejsze.
Miał najpiękniejsze oczy na świecie.
- Okej. To na trzy, dobrze ?
Znów pokiwał głową.
- Raz - Zbliżyłam sę.
- Dwa - Zamknęłam oczy.
- I trzy - szybko cmoknęłam jego usta i jeszcze szybciej odsunęłam się od niego.
Chłopak miał uchylone usta i szeroko otwarte oczy.
- I jaka byłam w całowaniu, dobra? - Spytałam z różowymi policzkami.
- Najlepsza.


*


Z zainteresowaniem przyglądałam sią mamie.
Miała na sobie swoją najlepszą kwiecista sukienkę sięgają a do kolan i buty na wysokich obcasach.
Jej czarne włosy były uczesane w idealnego koka.
Dzisiaj się nawet pomalowała.
Tylko dlaczego się tak stroi ?
Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi.
To pewnie Harry - Pomyślałam.
Chciałam pójść otworzyć drzwi ale mama mnie zatrzymała i kazała usiąś razem z Mattem w salonie.
Zrobiłam to i patrzyłam jak moja rodzicielka otwiera drzwi z szerokim uśmiechem.
- Witaj Thomasie. - Przywitała się.
- Margaret. - Przywitał ją jakiś wysoki mężczyzna. - Pięknie wyglądasz. - Pochwalił ją na co zachichotała.
Ucałowała go w oba policzki jak to miała w zwyczaju a on podał jej bukiet kolorowych kwiatów. Podziękowała i poszła do kuchni zapewne włożyć kwiaty do wazonu.
Chwile potem pojawiła się razem z naszym gościem w salonie.
Był wysoki i dobrze zbudowany. Miał ciemne, krótko ścięte brązowe oczy, tego samego kolory oczy i delikatną bródkę. Ubrany był w ciemne dżinsy i białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami.
Na jego prawym nadgarstku błyszczał srebrny i zapewne bardzo drogi zegarek.
- Veronica, Matt... to Thomas. Mój...
- Chłopak. - Dokończył za nią.
Przybił piątkę z Mattem a ja spojrzałąm na mojego brata tak jakby był jakimś zdrajcą czy coś.
- Cześć. - Przywitał się podając mi dłoń.
Spojrzałam na nią ale nie uścisnęłam  jej. Nawet się nie odezwałam.
Po prostu patrzyłąm w jego brązowe oczy szukając czegoś co pozwoliłoby mi zrozumieć jaki ma wobec nas zamiary.
Przez moment zobaczyłam w nich jakby...rozczarowanie? Nie jestem pewna.
- Nie przejmuj się. Zupełnie nie wiem co się z nią ostatnio dzieje. - Powiedziała mama posyłając mi mordercze spojrzenie na co się skuliłam.
Podniosłam się z kanapy i omijając mamę poszłam w kierunku schodów.
Zatrzymałam się jeszcze na moment chwytając poręcz.
Odwróciłam się i patrzyłam na uśmiechniętą od ucha do ucha mamę obejmującą Thomasa i szczęśliwego Matta.
Widziałam jedną wielką szczęśliwą rodzinę do której wiedziałam że nie pasowałąm.
Odwróciłam się i poszłam do swojego pokoju pozostając sama.


*


Jadłam właśnie śniadanie gdy do pokoju weszła zdenerwowana babcia.
Ręce jej się trzęsły gdy kładła koszuk z zakupami na stole.
- Co się stało? - SPytałam marszcząc brwi.
- Des Styles nie żyje.
Otworzyłam szeroko oczy.
Ojciec Harry'ego?!
O, mój Boże!


*


 - Veronica!
Usłyszałam wołanie mamy.
Posłałam Harry'emu przepraszające spojrzenie podając mu piłkę.
Pobiegłam do domui weszłam do salonu gdzie przy stole siedziała mama, Thomasa po drugiej stronie Matt.
Zmarszyłam brwi nie wiedząc o co chodzi.
- Usiądź - Powiedziała mama wskazując na wolne miejsce obok Matta.
Usiadłam na nim i spojrzałam wyczekująco aż w końcu ktoś wytłumaczy mi o co chodzi.
- Przeprowadzamy się. - Powiedziała mama. - Moje serce pominęło uderzenie. - Do Belfastu. Zamieszkamy razem z Thomasem.
- Co ?! - Krzyknęłam.
Nie mogłam w to uwierzyć.
Jakim prawem ten facet wchodzi nieproszony z buciorami w nasze życie i próbuje je zmienić ?!
- Nie tym tonem - Zagroziła mama.
- Nigdzie nie pojade.
- Owszem. Pojedziesz.
- Mam ty szkołe, przyjaciół, Harry'ego... Nigdzie się stąd nie wybieram !
- Tam też możesz mieć te wszystkie rzeczy. A nawet i lepsze. - Wtrącił sie Thomas.
Co?! On chyba nie wie co mówi ! Już nic nie będzie takie same !
 - Idźcie się pakować. Jutro wyjeżdżamy. - Poinformowała mama.
- Ale...
- Żadnych 'ale'.
Przegryzłąm wargę a oczy zapiekły od powstrzymywanych łez.
Odsunełam krzesło powodując że sie przewróciło ale nie obchodzilo mnie to bo byłam już w drodze do swojego pokoju.
Rzuciłam  się na łożko i wybuchłam płaczem przytulając się w tak dobrze znanego mi szarego misia.
Nie mogłam wyjechać. Nie mogłam zostawić Harry'ego.
Przecież mieliśmy być razem.
Na zawsze.



*





Nawet nie wiem jak długo płakała. Wiem tylko że chyba łzy mi sie skończyły.
Oczy miałąm podpuchnięte, nos czerwony ale nie obchodziło mnie to.
Po chwili drzwi zaskrzypiały.
- Odejdź - Powiedziałam nie odwracając się nawet by zobaczyś kto przyszedł.
- Ron... - Usłyszałam TEN głos i momentalnie podniosłam się do pozycji sieedzącej. Spojrzałam na Harry'ego który nie pewnie usiadł na przeciwko mnie.
- Co się stało ? - Spytał zatroskany.
- Wyprowadzam się Hazz... - Wychrypiałam.
- Co? Kiedy ?!
- Jutro. - Powiedziałam cicho.
- Nie możesz... nie możesz mnie zostawić. - Powiedział Harry.
On też płakał.
- Nie chce Harry ale muszę.
Przytuliłam go mocno i razem płakaliśmy.



*


Pakowałam właśnie moją ostatnią torbę do samochody gdy usłyszałam wołanie mojeg imienia.
Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam biegnącego w moją stronę Harry'ego.
- Vronica ! - Zawołąła mama.
- Chwila !
Harry biegł tak szybko jakby od tego zależało jego życie.
Nie będe płakać. Nie mogę. Muszę być silna.
Po chwili chłopak zamknął mnie w ciasnym uścisku.
No i masz. Rozpłakałam się.
- Proszę, obiecaj że kiedyś tu wrócisz.
- Obiecuję. - Wychrypiałam.
- Mam coś dla ciebie. - Odsunął się i wyciągnął zkieszeni malutką błękintą torebeczkę.
Wyciągnęłam z niej srebrny łańcuszek z zawieszką przedstawiającą jaskółkę.
Po moich policzkach spłynęła kolejna porcja łez.
- Noś go zawsze, dobrze ?
Przytaknęłam i poraz ostatni przytuliłam chłopaka.








środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 2

Mama od kilku tygodni nie robiła nic oprócz płakania.
Leżała w swoim łóżku pod ciepłym kocem otoczona dziesiątkami zużytych chusteczek.
Było mi jej żal.
Chciałam zabrać chociaż połowę tego bólu, który teraz odczuwała.
 A tata ?
Zdradził ją.
Okłamał.
I nawet nie próbował walczyć.
O nią. O mnie O nas.
Po prostu odszedł.
Odszedł do innej kobiety.
W szkole inne dzieci co chwilę pytały mnie "Dlaczego twój tatuś chodzi z inną panią i co chwilę przytulają się i całują?"
To nie jest mój tatuś.
Tak naprawdę nigdy nie odczułam, że go mam.
Zawsze tylko wyjeżdżał "do pracy". 
Tyle mi naobiecywał.
Nowy dom.
Pies.
Jedna, wielka, szczęśliwa rodzina.
A czym się to skończyło ?
Tym, że nadal mieszkamy razem z dziadkami i mama ma depresję.
Babcia mówi, że przejdzie jej to.
Oby miała rację.
 Dziadek od kilku dni ciągle kaszle.
O niego też się martwię.
Nie lubię gdy ktoś jest chory.
Babcia ciągle namawia go, żeby pojechali do lekarza ale on uparcie mówi, że nie ma takiej potrzeby.
Dokończyłam obiad po czym założyłam
buty i wyszłam z domu.
Miałam tego wszystkiego dość.
Ciągłe kłótnie, krzyki, płacz.
Nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić.
Chcę, naprawdę chce pomóc. 
Ale jak mam pomóc kiedy nikt nie chce mi niczego powiedzieć.
Jestem już duża !
Mam przecież osiem lat !

Stanęłam pod domem Harry'ego i zapukałam delikatnie w drzwi.
Po chwili otworzyła mi Annie - mama Harry'ego.
- Dzień dobry. Jest Harry ? - Spytałam z uśmiechem.
- Jest u siebie. Wejdź. - Powiedziała z szerokim uśmiechem wpuszczając mnie do środka.

Zdjęłam buty i szybko pobiegłam do góry. Potem po cichu skradłam się do pokoju Harry'ego. Drzwi były uchylone. Zajrzałam przez cienką szczelinę i zobaczyłam, że Harry siedzi na łóżku tyłem do mnie.

Idealnie.
Uśmiechnęłam się łobuzersko i najciszej jak potrafiłam otworzyłam drzwi i zakradłam się do niego. Już miałam go połaskotać gdy zobaczyłam na jego kolanach gazetę z gołymi paniami. 
Moje oczy podwoiły swoje rozmiary.
- Harry ! - Krzyknęłam oburzona na co on przestraszony podskoczył i spadł z łóżka.
 Wyrwałam mu z rąk gazetę i wyrzuciłam do kosza
- Nie możesz tego oglądać !
Harry wstał otrzepując z siebie niewidzialny kurz. Na jego policzki wstąpił rumieniec ale po chwili zmrużył oczy i zacisnął usta w cienką linie.
No jasne, jeszcze bądź na mnie zły.
- Czemu nie ? - warknął.
- No bo... No bo... Bo to obrzydliwe. - Zmarszczyłam nos w niesmaku.
- Wcale nie.
- Wcale tak.
- Ty też tak wyglądasz.
- Nie prawda !
- Ale będziesz. -Uśmiechnął się zwycięsko.
- Ugh. - Warknęłam krzyżując ręce.
Patrzyliśmy tak na siebie dopóki nie przerwało nam pukanie do drzwi. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy uśmiechniętą twarz Annie.
- Przyniosłam wam ciasteczka i sok. -Powiedziała kładąc tacę z przekąskami na biurku.
- Idziemy na dwór - poinformował Harry.


*


- No dalej, nie bój się. To nic trudnego. - Powiedział Harry, siedzący na drzewie.

Łatwo ci mówić.

Przełknęłam głośno ślinę, chwyciłam jedną gałązkę podciągając się do góry. Powtórzyłam ruch kilka razy aż jedna gałązka nie pękła pod moją nogą.

Pisnęłam głośno trzymając się gałęzi jak najmocniej umiałam.

- Harry! - Krzyknęłam przerażona i nie musiałam długo czekać bo po chwili Harry pojawił się przy mnie. 

Chwycił mnie za ręce i podciągnął do siebie.
Odetchnęłam z ulgą i przytuliłam go mocno.
Nawet nie chciałam wiedzieć jak stąd zejdziemy.


***

Now I've had the time of my life
No I never felt like this before... - Zaśpiewałam cicho układając poduszki na łóżku.

Znałam ją z jakiegoś filmu, który raz czy dwa oglądała mama.
Śpiewałam ją przed snem albo gdy byłam po prostu smutna.

Now I've had the time of my life
No I never felt like this before
Yes I swear it's the true
And I owe it all to you
'Cause I've had the time of my life
And I owe it all to you

- Ładnie śpiewasz - usłyszałam za sobą głoś Harry' ego.
Podskoczyłam przestraszona i odwróciłam się w jego kierunku. Stał przy drzwiach i uśmiechał się delikatnie.
Czasami mam go dosyć.


*


- Dziadku! Dziadku! - wołałam zbiegając po schodach. Wbiegłam do salonu starając  się  znaleźć dziadka.
- Veronica! - Babcia chwyciła mnie za ramiona i odwróciła w swoim kierunku. - co się stało?
- Musze porozmawiać z dziadkiem - wysapałam.
- Jeszcze nie wrócił z pracy. Czy coś się stało?
- Tak . Krwawię. - Wymamrotałam krzywiąc się lekko.

Babcia zlustrowała mnie wzrokiem od góry do dołu ale najwidoczniej nic nie zauważyła.
Po chwili zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Wyglądała jakby sobie o czymś przypomniała.
- Czy to się stało w łazience ?- spytała.
Pokiwałam twierdząco głową. Skąd wiedziała ?
- Chodź. Porozmawiamy do góry - powiedziała chwytając moją rękę i ciągnąć w kierunku schodów.

*

- Czyli to normalne ?- Spytałam niepewnie.
- Tak. Każda kobieta tak ma.
- Dlaczego chłopcom nic się nie dzieje ?

Babcia zaśmiała się delikatnie

- Tak już po prostu jest.
- To nie fair. - wymamrotałam pod nosem.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i szybko zbiegłam po schodach. Otworzyłam drzwi za którymi stał uśmiechnięty Harry.

- Cześć Ron . Wyjdziesz ?

Skrzyżowałam ręce i oparłam się o framugę drzwi. 

- Nie wiem. A co ?
- Pojedziemy nad jezioro popływać. Jest tak gorąco. - Jęknął.

Moje oczy powiększyły swoje rozmiary. 
Co ?! Nie ! Tylko nie jezioro !
- Nie ! - krzyknęłam popychając go mocno przez co upadł. - Wynoś się... I nie wracaj w ciągu najbliższych pięciu do siedmiu dni!- Krzyknęłam zanim zamknęłam drzwi. 

Po chwili drzwi sie otworzyły a do domu wszedł dziadek.

- Coś się stało? - Spytał zapewne widząc moja minę .
- Po prostu Harry mnie zdenerwował - wymamrotałam siadając na schodach.

Dziadek zachichotał po czym ukucnął przede mną.
- Pamiętaj księżniczko... łobuz
 kocha bardziej.

*

Oglądałam telewizje gdy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Wyłączyłam telewizor i pobiegłam na korytarz. Zdziwił mnie widok płaczącej babci i mamy . Dziadek z pustym wyrazem twarzy udał sie do salonu.
-Co się stało? - Spytałam cichutko.

Mama spojrzała na mnie po czym wypuszczając drżący oddech ukucnęła przede mną.
- Dziadek jest chory- powiedziała a jej głos załamał się.
- To trzeba kupić lekarstwa. Zaraz zrobię mu gorącej herbatki i poczuje sie lepiej. - powiedziałam po czym odwróciłam się z zamiarem zrealizowania swoich celów.
- Nie .- zatrzymała mnie- Dziadek jest bardzo chory. Tak bardzo, że nie da sie go wyleczyć... - Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami - dziadek ma raka - powiedziała a mój świat sie zatrzymał.

______________________________________


Hej wszystkim ! xD
Tak właściwie ile was jest?
Jeśli czytasz, proszę zostaw komentarz. Chcę zobaczyć ile was jest.
Wiem, że na razie N U D A ale obiecuję, że akcja się rozwinie :)
Czekam na wasze opinie.
Chociaż jeden komentarz.
Nawet nie wiecie jaka ta motywacja.







niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 1

- Wyjdziesz później ? - Spytał Harry gdy wysiedliśmy z szkolnego autobusu.

Chwile zastanowiłam się nad odpowiedzią.

- Myślę, że tak. Muszę najpierw odrobić lekcje.
- Tak. Ja też. To może o 14:00 przy murku? 
- Jasne! To do zobaczenia! - Pomachałam mu i weszłam do swojego domu.

Usłyszałam przytłumione krzyki pochodzące z sypialni rodziców. Kłótnia. Jak zwykle.
Westchnęłam smutno.
Zdjęłam buty i plecak po czym poszłam do kuchni gdzie znalazłam babcię i dziadka.

-Witaj słoneczko !  Jak było w szkole ? - Spytała babcia mieszając coś w garnku.
- Dobrze. Co dzisiaj na obiad ?
- Zupka.

Spojrzałam na dziadka siedzącego przy stole i czytającego gazetę.
Uśmiechnęłam się delikatnie i podreptałam do niego. Wgramoliłam mu się na kolana i oglądałam gotującą babcię. 

- Babciu?
- Tak?
- Co się znowu stało? - Spytałam cicho, słysząc nieustające krzyki rodziców.

Babcia przerwała gotowanie i wymieniła spojrzenie z dziadkiem.

- Nie mam pojęcia, kochanie. - Powiedziała uśmiechając się smutno.



*

Otworzyłam oczy spoglądając na lekko zaróżowione niebo.
 Leżeliśmy tak z Harrym na trawie od dobrych dwóch godzin. 

Dobrze było czasem poleżeć w ciszy.
Ciszy była o wiele lepsza niż ciągłe odgłosy kłótni rodziców.

Nagle nad nami przeleciały dwie jaskółki.

- Spójrz ! - Krzyknęłam szturchając Harry'ego i pokazując mu palcem ptaki.
- Kocham jaskółki. - Przyznałam.
Harry spojrzał na mnie dziwnie.
- Dlaczego? To tylko głupie ptaki. - zmarszczył nos.
- Nie prawda. Wiesz, że symbolizują miłość? Długotrwały i nierozłączny związek?
- Tak ?
- No. Dziadek mi kiedyś opowiadał. Mówił, że jego jaskółką jest babcia. - Zachichotałam.

Harry spojrzał na latające nad nami jaskółki myśląc nad czymś.

- Wiesz co, Roni? Pamiętasz tego pana, którego widzieliśmy wczoraj w sklepie? Ten, który miał ten duży tatuaż na nodze.

Zmarszczyłam czoło próbując przypomnieć sobie o kogo chodzi.

 - Ach, tak ! Pamiętam. Co z nim?
- Też sobie zrobię kiedyś tatuaż, żeby przypominał mi, że ty jesteś moją jaskółką.




*

- Jak ?! Jak mogłeś mi to zrobić?! Oszukiwałeś mnie przez te wszystkie lata. Wynoś się!
- Co ?!
- Słyszałeś! Wynoś się stąd!
- Nie masz prawa wyrzucić mnie z domu!
- To nie jest już twój dom ! Wynoś sie do tej swojej dziwki !
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami a potem przeraźliwy i pełen bólu krzyk  mamy.
Po cichu wyszłam z pokoju i zobaczyłam skuloną pod drzwiami mamę.
Tak mocno płakała.
- Mamo - Powiedziałam cicho.

Żadnej reakcji.
- Mamo... - Usiadłam obok niej. Nienawidziłam kiedy płakała - poradzimy sobie.

*
- Ja nie chce liczyć. - Powiedziała Victoria.
- Ja też nie. - Krzyknął Matt.
- To może zrobimy wyliczankę? - zaproponował Harry.

 Gdy wszyscy przytakneli, Victoria  zaczęła wyliczać.

 - Ene due like fake, korba borba esme smate, deus deus kosmotaeus  i morele baks.
 - Suzanne . Ty liczysz.
- Okej. -  Powiedziała Suzanne wstając.

 Odwracając się do ściany, otrzepała swoje krótkie, zielone spodenki z piasku.  Zamknęła oczy opierając czoło o zimną powierzchnię.
 Również wstałam.
 - Raz...
 - Chodźmy Roni! - Krzyknął Harry chwytając mnie za rękę.
Okrążyliśmy dom biegnąc w kierunku lasu. Wystraszyłam się bo mama nie pozwalała mi nigdy tam samej chodzić. Tak naprawdę nie byłam sama bo był ze mną Harry, ale przecież oboje byliśmy dziećmi.
- Harry ! Zgubimy się ! - Krzyknęłam gdy coraz bardziej zagłębialiśmy się w lesie.
- Zaufaj mi - powiedział nie puszczając mojej dłoni.

Ufam mu.
Po chwili dobiegliśmy do małego strumyczka.

 Harry podszedł do pobliskiego drzewa i z jednej z gałęzi odplątał line.
Chwycił ją i już po chwili był po drugiej stronie rzeki.

 Serce zabiło mi mocniej.
- Teraz ty ! - Krzyknął rzucając mi line, którą niepewnie złapałam.
- Nie dam rady . Jestem za gruba i spadnę - Powiedziałam cicho zgodnie z prawdą.
- Nie mów głupstw. Złapię cię.

Ufam mu.
Chwyciłam linę, wstrzymałam oddech i mocno zamknęłam oczy. Podskoczyłam oplatając linę nogami i głośno pisnęłam kiedy czułam, że jestem w powietrzu.
- Puść się ! - Krzyknął Harry.

Wystraszona puściłam linę,  sprawiając, że wylądowałam na czymś miękkim.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam go po de mną.
- Widzisz ? Nie było tak źle. - Uśmiechnął się
Po chwili wstaliśmy i poszliśmy dalej trzymając się za rękę.
Po jakiś dziesięciu minutach zobaczyłam stary opuszczony dom obrośnięty bluszczem. Dach był w niektórych miejscach podziurawiony , okna wybite .
Spojrzałam na Harry'ego ale on tylko posłał mi uspakajający uśmiech i pociągnął mnie w kierunku domu.
- Super. - Powiedział podekscytowany, gdy weszliśmy do środka.

Nie. Wcale nie było super. Wszędzie były pajęczyny i kurz. Było tu strasznie .
- To będzie nasza miejscówka. - Powiedział  odwracając się w moim kierunku. Jego oczy błyszczały jasną zielenią.
- Boje się. - Mruknęłam. 
Spojrzał na mnie i znowu chwycił moja rękę.
- Nic ci ze mną nie grozi, Roni.


*

- Wiesz... Powinniśmy założyć hasło - Powiedział Harry gdy szliśmy w kierunku "naszej miejscówki".

Codziennie przynosiliśmy tam różne rzeczy jak na przykład stare koce, pudelka, poduszki, lampki, jedzenie, picie
 itd.
- Po co ? - Spytałam poprawiając plecak który mi spadał.
- No wiesz... Jak będziemy hasło to będziesz wiedziała, że to ja.


Zmarszczyłam nos zastanawiając się nad jego pomysłem.

- Przecież mogę zobaczyć czy to ty.
- No właśnie o to chodzi. Otworzysz drzwi i zaatakuje cię jakiś przestępca. A jak będzie hasło to będziesz pewna, że to ja. - Powiedział wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.

Ma rację

- Okej. To jakie hasło?
- Może ... Harry predator ! - Krzyknął podekscytowany . Skrzywiłam się lekko
- Nie ...

Szliśmy dalej wymyślając różne hasła ale żadne się nam nie spodobało.
Gdy doszliśmy do naszej miejscówki usiedliśmy na jednej z poniszczonych kanap .
Wyciągnęłam z plecaka paczkę ciasteczek i butelkę soku. Jedliśmy popijając sokiem. Żadne z nas się nie odzywało. Harry wyglądał na zamyślonego.

- Hej , Ron ! Mam hasło !
- Jakie?
-Kocham cie Harry. - Powiedział uśmiechając się tak mocno aż pokazały się jego dołeczki w policzkach.

Spojrzałam na niego dziwnie.

- No co?
- Nic...
- Kochasz mnie, prawda ?
- No tak.- Szepnęłam rumieniąc się delikatnie.
- I zostaniesz kiedyś moja żoną ?


Chwile myślałam nad odpowiedzią. Małżeństwo mojej mamy było nieudane. Nie chciałam żeby to samo stało się ze mną i z Harrym.

- Wiesz... Ja cię kocham i chce się tobą opiekować. Mamy już własny dom . Jak będę duży, znajdę prace i obiecuję, że będę traktować cię dobrze. Tak chyba robi dobry mąż, prawda ? - Zająkał się a jego policzki zrobiły się czerwone.
- Tak, Harry. Zostanę twoja żoną. - powiedziałam przytulając
 go mocno




__________________________





I jak wrażenia ?
 Z niecierpliwością czekam na komentarze :)
Wiem, że na razie praktycznie nic się nie dzieje. 
Ale obiecuję, że akcja się rozwinie :)
Tylko prooooooooszę o wasze opinie.







poniedziałek, 9 czerwca 2014

Wstęp


Hejkaa ^^

A więc... postanowiłam napisać kolejne opowiadanie xD
Jest pomysł, są chęci... Potrzebuję tylko czytelników i ich wsparcia.

UWAGA AUTORA: MATERIAŁ W TYM FANFICTION JEST NIEODPOWIEDNI DLA CZYTELNIKÓW PONIŻEJ 16. ROKU ŻYCIA. TO OPOWIADANIE JEST PISANE W CELACH CZYSTO ROZRYWKOWYCH. GŁÓWNA POSTAĆ W TEJ HISTORII NIE MA ŻADNEGO ODZWIERCIEDLENIA W RZECZYWISTOŚCI.

 
Prolog


-Veronica, kochanie. Idź pobaw się z innymi dziećmi. 
Dziewczynka zacisnęła swoje małe, różowe usta w cienką linię, spoglądając na dzieci bawiące się w piaskownicy. Siedziała sama na jednej z huśtawek na drugim końcu placu zabaw. 
- Patrz, nawet Matt tam jest. Pobawcie się razem. - Powiedziała matka dziewczynki. 
Veronica przeskoczyła swoimi niebiesko-zielonymi tęczówkami po wszystkich dzieciach aż jej wzrok nie napotkał blondyna bawiącego się z innymi dziećmi. Zazdrościła mu. 
Tak bardzo chciała iść i pobawić się z innymi dziećmi, ale jeszcze bardziej wstydziła się. To było silniejsze od niej. Spuściła głowę i zacisnęła małe rączki na bladoniebieskiej sukieneczce w białe groszki.
Kobieta patrzyła na nią czekając na jej reakcje, ale widząc, że dziewczynka nie ma zamiaru się ruszyć westchnęła wstając na równe nogi i wyciągając w jej kierunku rękę.
- Chodź, pójdziemy razem.
Dziewczynka spojrzała do góry na swoja mamę i mocniej zaginęła rączki na łańcuchach huśtawki.
Kobieta wzięła dziewczynkę na ręce i zaniosła ją do samej piaskownicy stawiając na złocistym piasku wypełnionym dziećmi i zabawkami.
Speszona dziewczynka chciała wyjść, ale powstrzymała ją rodzicielka, zapewniając ją, że wszystko jest dobrze i żeby pobawiła się z innymi dziećmi.
Po chwili obok niej pojawił się o trzy lata starszy Matt - brat dziewczynki.
- Chodź, Veronica. Pokażę ci co zbudowałem z piasku. - Powiedział chłopiec, łapiąc swoją siostrzyczkę za rączkę i razem poszli na środek piaskownicy. Rodzeństwo ukucnęło i zaczęło kończyć budowle z piasku.
Gdy skończyli, Matt pobiegł do swojej mamy chcąc pochwalić się swoim drobnym osiągnięciem, gdy Veronica z podziwem oglądała zamek, który pomogła zbudować. W ułamku sekundy cały widok jej się zakazał. Oczy zaczęły piec i łzawić. Pospiesznie potarła oczka ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie. 
Oczy szczypały jeszcze bardziej.
Zaczęła płakać co trochę pomogło pozbyć się piasku z oczu. Spojrzała przed siebie i zobaczyła przed sobą blondyna o niebieskich oczach z dumnym uśmiechem na twarzy. 
Dziewczynka zaszlochała cichutko a chłopiec przed nią zaśmiał się.
- Zostaw ją, Tom.
Odwróciła się spoglądając na małego chłopca z zielonymi oczami. Jego włosy były proste a równo przycięta grzywka opadała mu na czoło. Patrzyła na niego zaintrygowana po czym znów spojrzała na blondyna.
- Bo co mi zrobisz?
- Uderzę cię. - powiedział  spokojnie z delikatnym uśmiechem.
Chłopak popatrzył na dziewczynkę, na chłopca i znowu na dziewczynkę, ale w ostateczności odszedł.
Spojrzała na zniszczoną budowlę i po raz kolejny do jej oczu napłynęły łzy.
Przez nią zniszczono zamek jej brata.
Pociągnęła nosem pochylając się nad "ruinami".
- Pomogę ci to naprawić.
Dziewczynka z szeroko otwartymi ustami i oczami pełnymi nadziei, pokiwała twierdząco  głową. Chłopiec upadł na kolana i razem wzięli się do budowy zamku.
- Jak masz na imię?- spytał robiąc kolejną wieżyczkę.
- Veronica - odpowiedziała niepewnie rumieniąc się.
- Ja jestem Harry. Harry Styles. 



____________________________________


Jeśli przeczytałaś/eś zostaw komentarz. Chcę wiedzieć ile was jest i czy warto pisać dalej.