czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 4

- Veronica ! Matt ! Zejdźcie na dół ! - Usłyszałam wołanie mamy z dołu. 
Czego tym razem chce ?
Westchnęłam podnosząc się z łóżka. Schowałam komórkę do  tylnej kieszeni moich dżinsów po czym  powolnym krokiem zeszłam na dół.
Oczywiście Matt jako ukochany synek siedział już na kanapie.
 Dupek.
 - Usiądź - Powiedział Thomas.
 Nie mów mi co mam robić. Nie jesteś moim ojcem ! - Chciałam powiedzieć ale w porę ugryzłam się w język siadając na kanapie z dala od Matta.
Był ode mnie starszy o niecałe dwa lata ale zachowywał się gorzej niż pięcioletnie dziecko.
Rodzice na wszystko mu pozwalali. Pamiętam jak przyszedł do domu ze swoim pierwzym tatuażem. Mama wpadła w histerię ale oczywiście Thomasowi się podobał. Pochwalił jeszcze chłopaka za dobry wybór i udobruchał matkę. W sypialni, oczywiście.
Od tamtego czasu się zaczęło. Matt Robił coraz więcej tatuaży a nawet kolczyków i nikt nie miał nic przeciwko temu. Bo przecież taki dobry z niego synek.
Gdy ja spytałam czy mogę zrobić sobie jeszcze jednen kolczyk, mama powiedziała, że jestem nie poważna. Mam szanować siebie i swoje ciało. Druga dziurka w uchu to jedyne na co mi pozwoliła. W wieku 14 lat. Na tym się skończyło. Do tego Thomas wtrącił się, że nie będzie mi pasował kolejny kolczyk. A jakby było tego mało powiedział, że jestem za młoda. Matka oczywiście się z nim zgadza.
Taa... Siedemnastolatka za młoda na kolczyka. Czujecie ten sarkazm?
- Związku z tym, że razem z Thomasem wyjeżdżamy na Karaiby i nie będzie nas przez całe dwa miesiące, jedziecie do Holms Chapel. Do babci.
W pierwszej minucie miałam ochotę paść na podłogę wijąc sie ze śmiechu. No bo chyba oni nie mówią poważnie, prawda ?
- Jak dla mnie bomba. - Powiedział Matt na co wywróciłam oczami.
Niewiarykurwagodne.
Cholerny lizus.
- Mówicie poważnie ? - W końcu zdołałam zapytać.
- Jak najbardziej. - powiedział Thomas obejmując moja matkę.
- Dlaczego nie możemy zostać w domu ?
- Bo nie ufamy wam na tyle. A już szczególnie tobie Veronico. Matt by jeszcze sobie poradził ale już napewno nie ty.
Czyżby?
Jak ostatnio nas zostawili na weekend, ich kochany synek Matt zrobił tu imprezę. Skończyło się na tym, że upił sie do nieprzytomności i to ja musiałam sprzątać cały bałagan po nim. Ale przecież on jest taki kurwa idealny, że mi nie uwierzyli. Bo po co. Nie ważne, że chłopak miał kaca jak cholera. Rodzice myśleli, że jest po prostu chory. 
Są tacy naiwni.
A ja mówiąc im o wszystkim wyszłam na jakąś obłąkaną wariatkę. Do tego Matt nakłamał, że to właśnie ja zrobiłam domówkę. I to właśnie jemu uwierzyli.
- Ale...
- Nie ma sprawy. Kiedy jedziemy ? - Przerwał mi Matt.
- Jutro o 6:30 macie pociąg.
Słucham ?
Matt jako grzeczny chłopiec wstał i poszedł do góry za pewne zacząć sie pakować.
Również wstałam i wolnym krokiem poszłam do góry do swojego pokoju.
I to tyle ?
Nawet nie spytali nas o decyzję.
Najzwyczajniej w świecie poinformowali nas, że zamierzają nas wysłać do jakiejś zakichanej nory na całe dwa miesiące.
Co ja będę tam do cholery robić?
zapewne pomagać babci sadzić kwiatki .
Po prostu cudownie.
Rzuciłam sie na łóżko i jęknęłam sfrustrowana w poduszkę.
Chwila, jest tam wogóle wifi ?
Umrę tam. To jest pewne.




_________________________________________



Okej. Pierwszy rozdział drugiej części. 
Trochę krótki, wiem.
Jak wrażenia?
Jak zwykle liczę na wasze komentarze :)















3 komentarze:

  1. Łoł szybko przeskoczyłaś dopiero co skończyłaś jak się wyprowadza a teraz już prawie dorosła no ciekawie się zapowiada czekam na więcej x

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że tak mało liczę na więcej. Będę śledzić i wiernie czytać twego bloga x

    OdpowiedzUsuń