- Veronico Mary Anderson! Nie będziesz cały czas siedzieć w domu!
- Ale babciu...
- Nie! Matt! - Zawołała.
Po chwili po schodach zszedł zaspany Matt.
No to nieźle wczoraj zabalował...
Znowu.
Codziennie to samo...
- Hmm - Mruknął przecierając oczy.
- Weź siostrę i idźcie gdzieś. Przecież macie tu znajomych, prawda?
- No, ale... - Przerwał widząc karcące spojrzenie babci. - Okej, możemy gdzieś iść.
Przewróciłam oczami.
Czy naprawdę nikogo nie obchodzi to że ja nie chcę z nim iść?
To prawda . Byłam przez kilka dni w domu ale no bez przesady. To przecież nie przestępstwo.
- Bądź gotowa za dwadzieścia minut.- Burknął Matt wspinając się po schodach do góry.
tak jest , palancie.
*
Ubrałam krótkie, czarne spodenki z wysokim stanem i białą koszulkę na ramiączkach.
Pamiętny łańcuszek z jaskółką ( którego nigdy nie zdejmowałam ) schowałam w dekolcie bluzki.
Włosy jak zwykle nie chciały mi się układać dlatego spięłam je w wysokiego kocyka pozostawiając grzywkę która swobodnie opadała mi na jedno oko.
Spojrzałam w lustro.
Jezu.
Musze się pomalować.
Tak więc wzięłam się do roboty.
Nałożyłam korektor na znienawidzone przeze mnie znamię, które miałam tuż obok lewego oka.
Trochę pudru, maskary, balsamu do ust i byłam gotowa.
Zabrałam telefon i słuchawki wsadzając wszystko do kieszeni po czym wyszłam z pokoju.
Na dole czekał już na mnie gotowy Matt.
Ubrany był w błękitny t-shirt, dżinsowe spodnie sięgające odrobinę za kolana i białe vansy.
Szybko założyłam moje czarne vansy i wyszliśmy.
Skręciliśmy w prawo więc domyśliłam się gdzie idziemy.
Przez calą drogę panowała cisza.
No bo o czym możemy ze sobą rozmawiać.
Mówią, że przecież rodzeństwo dogaduję się ze sobą najlepiej.
Gówno prawda.
On nawet nie wie kiedy mam urodziny...
Kocham go ( chyba ) bo to w końcu mój brat ale szczerze mówiąc nie lubię go.
Dziwne, nie?
Ale to prawda.
Nie rozmawiamy ze sobą i unikamy się nawzajem.
Z drugiej strony to dobre, ponieważ nikt nie wchodzi sobie w drogę.
- Słuchaj - Zaczął Matt zatrzymując sie i stając prze de mną.
Oho, kazanie.
- To co się tam dzieje zostaje tylko w tamtej grupie, zrozumiano?
O ile nikogo nie zabijają to tak.
- Jeśli dowiem się, że komuś nakablowałaś to uwierz mi, że nie będzie przyjemnie.
On naprawdę uważa, że jestem taka?
Po co miałabym coś komuś mówić?
Nie chcąc się z nim kłócić po prostu przytaknęłam.
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńCzasami zabiłabym jej rodziców ;/
Czekam na next i weny życzę :*
Genialny *.*
OdpowiedzUsuńTrochę krótkie te rozdziały, no ale cóż.
Życzę Ci weny i czekam na następny :)
Mam nadzieję, że nie będę czekać długo :***